Przyszło także około 20 feministek i osób z tęczowymi emblematami, które zagłuszały akcję megafonem z bardzo głośną muzyką oraz zakrywały stolik i banner. Jednak ludzie mimo tego licznie podpisywali listy, a muzyka zwracała uwagę przechodniów.
Przeciwnicy próbowali bezskutecznie prowokować do awantur, jedna z feministek nie wytrzymała i rzuciła się na policjanta. Reporter z Wyborczej nazywał nas „ruskimi agentami”. Zadawał pytania, a gdy ktoś z nas odpowiadał – przerywał agresywnie, aby nam puściły nerwy. Tenże reporter powiedział do feministek , że „Nie zdążył sfilmować podpisanych kart„… by móc nas oskarżyć o publiczne ujawnianie danych osobowych.