W 2016 roku odnotowano 1098 aborcji. Rok później ta liczba spadła do 1057. Przeżyło więc 41 dzieci więcej. 41 dzieci nie zostało rozszarpanych w łonie matki lub poddanych aborcji farmakologicznej, po której część z nich konała w męczarniach jeszcze chwilę po wywołanym porodzie. To jest dobra wiadomość. Dobra również dla nas. Akcja „Szpitale bez Aborterów” zadziałała. Aborcji jest mniej w pikietowanych przez nas szpitalach. Przykładem może być choćby szpital Orłowskiego, gdzie w 2015 roku zabito 123 nienarodzonych, dwa lata później zaś już 88.
A zła wiadomość? Zabito mimo wszystko 1057 nienarodzonych, w dodatku legalnie. Wiele matek zostało do aborcji wręcz przymuszonych – przez lekarzy, którzy nie chcieli prowadzić powikłanej ciąży lub rodzinę, nie wyobrażającą sobie niepełnosprawnego dziecka. Można było tego uniknąć.
Tym samym posłom, którzy odrzucili projekt „Stop Aborcji”, przypominanie o spadku liczby aborcji jest na rękę. Mogą to przypisać programowi „Za życiem” – programowi, który liczby aborcji nie zmieni. Jak bowiem pokazuje przykład Wielkiej Brytanii i Francji, która ma jeszcze lepsze rozwiązania dla niepełnosprawnych, a w których zabija się prawie 200 tys. nienarodzonych rocznie, wsparcie dla niepełnosprawnych, choć potrzebne, nie wpływa na decyzje odnośnie pozostawienia przy życiu swojego dziecka.
Wpływa za to zakaz takich zabójstw – prawo bowiem ma właściwość moralnotwórczą. Oddziałuje szczególnie na osoby niezdecydowane. Dzięki zakazowi również lekarz nie będzie miał możliwości wywierania nacisku, jak to się często dzieje. Niestety, Jarosław Kaczyński i inni posłowie wolą udawać, że coś robią, zamiast wprowadzać konkretne, ratujące życie rozwiązania.