„Nie pamiętam, ile razy zabiłam” – czyli jak Anglia straciła sumienie, a Lily Allen została bohaterką dnia codziennego

W najnowszym odcinku podcastu „Miss Me?” brytyjska piosenkarka Lily Allen oświadczyła z rozbrajającą szczerością, że nie pamięta już, ile razy miała aborcję. Powiedziała to tonem, jakby opowiadała o liczbie zgubionych parasolek. Dzieci – jak sama dodała – „zrujnowały jej karierę”, dlatego czuje ulgę, że przeważającą większość z nich zabiła. Publiczność zareagowała owacjami, Twitter oszalał z zachwytu, a feministyczne media niemal koronowały ją na patronkę wolności kobiecej.

Co się właściwie wydarzyło, że zabicie własnych dzieci stało się symbolem odwagi, a urodzenie ich – przejawem zacofania? Gdyby dzisiaj w Wielkiej Brytanii wystąpiła w mediach kobieta z szóstką dzieci i powiedziała, że każde z nich traktuje jak błogosławieństwo – zostałaby wyśmiana, zbanowana i uznana za „zagrożenie dla praw kobiet”.

Dziś więcej pochwał zbierze ktoś, kto mówi: „moje dzieci mnie ograniczały”, niż ten, kto mówi: „moje dzieci mnie ukształtowały”.

Lily Allen została bohaterką, ale celebryci tacy jak Andrea Bocelli, który żyje tylko dlatego, że jego matka odrzuciła propozycję aborcji, są regularnie uciszani. Jim Caviezel – aktor, który adoptował dzieci z niepełnosprawnościami – przez Hollywood traktowany jest jak parias.

Nic nie pokazuje upadku bardziej niż hipokryzja współczesnych feministek. To właśnie one najgłośniej krzyczą o „prawach kobiet”, to one dostają piany na ustach, gdy ktoś powie „kobieta” zamiast „osoba z macicą”, to one rozdzierają szaty, gdy mężczyzna otworzy im drzwi – bo to przecież „seksizm”. Ale gdy kobieta przyznaje się publicznie do kilku aborcji i mówi, że dzieci zrujnowały jej życie – biją brawo.

Pytanie: gdzie jest to prawo, które tak zawzięcie chcą chronić? Prawo do życia? Nie. Tego bronić nie będą. W imię wolności zabierają kobietom najbardziej podstawowe prawo – prawo do narodzin. W imię emancypacji – sprawiają, że rodzi się ich coraz mniej. W imię „siostrzeństwa” – rugują z życia publicznego wszystkie, które mówią: „jestem matką i jestem szczęśliwa”.

To nie konserwatyści są zagrożeniem dla kobiet. To nie katolickie matki pięciorga dzieci są „opresją”. To właśnie ten „postępowy feminizm” stał się największym oprawcą kobiecości. To pokazuje, że nie chodzi już o „wybór”, tylko o ideologię. Tę samą, która dziś sprawia, że Anglia pozwala na aborcję do końca ciąży „na życzenie”, a równie życzeniowa eutanazja została usankcjonowana tam jako kolejna „usługa” (przysługa) państwa.

Czyż nie jest przerażające, że kraj, który kiedyś bronił życia – dziś z dumą legalizuje i gloryfikuje jego odbieranie?

Zabicie dziecka? Przestrzeń do celebracji.
Wielodzietność? Powód do wstydu.
Wdzięczność za życie? Zaściankowa głupota.
Dziecko jako dar? „Opresyjna narracja”.

Kiedy zabijanie staje się bohaterstwem, a miłość – patologią, świat przestaje odróżniać światło od ciemności. I choć taka deklaracja, jak u Allen, może zdobyć tysiące lajków, jedno jest pewne: każde jej dziecko zasługiwało na życie. A my mamy obowiązek o tym przypominać.

Źródło: https://www.gbnews.com/…
Grafika: Benoît Derrier, CC BY-SA 2.0 https://creativecommons.org/licenses/by-sa/2.0, via Wikimedia Commons

Uważasz, że to ważne? Udostępnij znajomym:

Więcej interesujących treści

Pigułki śmierci

List do przyjaciół: Chcą zakazać leczenia Polaków!

Rząd rozpoczął forsowane nowego, groźnego projektu ustawy o przeciwdziałaniu „medycznej dezinformacji” i zwalczaniu „praktyk pseudomedycznych”, czyli działań niezgodnych z „aktualną wiedzą medyczną”. Groziły za to

List do przyjaciół: Pomagamy rodzinom!

Objęliśmy opieką kolejne potrzebujące rodziny, które są głównym celem aktywistów aborcyjnych namawiających kobiety na zamordowanie swojego dziecka w sytuacji pojawienia się choćby najmniejszych problemów.

Lex szarlatan czy lex koncernus? 

W niemal każdej dziedzinie można wylać przysłowiowe dziecko z kąpielą. Niemal każda regulacja prawna może służyć ochronie jakiegoś dobra, ale jednocześnie może stać się narzędziem

Wesprzyj naszą działalność:

. PLN