Ze względu na rodzaj wykonywanej pracy od razu musiałam wylądować na zwolnieniu. Od początku ciąży kiepsko się czułam, przesypiałam całe dnie i noce. Kilkakrotnie mówiłam o tym lekarzowi i położnej, zbywali mnie. Ok.10 tc. dostałam skierowanie na badania prenatalne, nie poszłam bo nie wiedziałam tak naprawdę, z czym to się je (a tak naprawdę dziekuję Bogu, że nie poszłam). Niby ciąża rozwijała się prawidłowo… Maluszka czułam od 11 tc, tak mi się wydawało, ja się coraz gorzej czułam… a czas mijał.
Pamiętam to jak dzisiaj, 9.12.2015 wtedy wszystko dla nas się zmieniło. Miałam kontrolne USG w drugim trymestrze ciąży, dokładnie to był 21 tc. Lekarz badając Maluszka powiedział ( nawet nie patrząc na mnie), że z dzieckiem jest źle, dziecko ma przepuklinę oponowo-rdzeniową. Słyszałam wszystko jak przez mgłę, pamiętam tylko, że płakałam, a lekarz kazał mi poczekać po badaniu, bo musimy porozmawiać. Gdy mnie przyjął, powiedział, że jest rozwiązanie w tej sytuacji, że mam jeszcze troszkę czasu, by można było usunąć ciążę… powiem szczerze, bardzo mnie tym zdenerwował, zakomunikowałam mu od razu, że nie ma o tym mowy.
Dostałam na cito skierowanie na badania prenatalne, za dwa dni mieliśmy się zgłosić do przychodni. Pani doktor, która robiła badanie, na pierwszy rzut oka wydawała się sympatyczna. Oglądała Maluszka w skupieniu, dopiero po badaniu przeszła do konkretów, czy wiemy co jest z dzieckiem, że dziecko ma przepuklinę oponowo-rdzeniową, wodogłowie, zapewne będzie miało padaczkę, najprawdopodobniej ma niewykształcony móżdżek i po porodzie nie będzie w stanie samo oddychać i będziemy zmuszeni zdecydować o odłączeniu dziecka od respiratora. Mamy się szykować na pogrzeb… Słuchaliśmy tego z mężem, płacząc…i wtedy Pani doktor powiedziała, że jedynym rozwiązaniem w tej sytuacji jest aborcja. Gdy powiedziałam, że nie biorę tego w ogóle pod uwagę, to stwierdziła, że skazuję dziecko na cierpienie.
Po drodze były jeszcze wizyty w poradni genetycznej, ale te wizyty tylko miały doprowadzić do tego, abyśmy podjęli decyzję o zakończeniu ciąży (a wtedy byłam juz w połowie 22tc). Od tego czasu zostałam sama z diagnozą, z ciążą powikłaną (nadciśnienie indukowane ciążą, cukrzyca ciążowa). Kolejne 2 tygodnie byłam jak w półśnie, nie miałam ochoty na nic. Zaczęłam szperać w internecie, by dowiedzieć się czegokolwiek, złapać jakiś kontakt z rodzicami dzieci z taką samą przepukliną. Złapałam kontakt do jednej pani, która dała mi namiar na profesora w Krakowie, w międzyczasie załatwiałam sobie rezonans magnetyczny w celu poprawnej diagnostyki dziecka oraz wizytę u profesora.
Leżąc w szpitalu w Krakowie, zostałam wreszcie otoczona odpowienią opieką, wdrożono odpowiednie leczenie. Po wyjściu ze szpitala w Krakowie zdecydowałam, że będę rodzić w Krakowie, więc dostałam skierowanie do poradni patologii ciąży, gdzie.jeździłam regularnie do końca ciąży.
Córka urodziła się o czasie. W 1. dobie życia przeszła plastykę przepukliny. 4 pierwsze miesiące były bardzo ciężkie (ciągłe pobyty w szpitalu, odstawienie leków na padaczkę, resonans magnetyczny, EEG oraz założenie zastawki komorowo-otrzewnowej). Obecnie córka ma 16 miesięcy, dzięki intensywnej rehabilitacji, turnusom rehabilitacyjnym ostatnio zaczęła raczkować i sama siadać…. może dla wielu osób to nic takiego, dla nas to jest wielki postęp i powód do dumy!
Iza