Niemiecki Minister Zdrowia Jens Spahn przeznaczył w lutym 5 mln euro na badania psychicznych skutków aborcji u kobiet. Nie spodobało się to aborcjonistkom z ultralewicowej grupy Femen, której metodą walki jest… rozbieranie się do naga i wrzask. Tak też było tym razem. Kobiety rozebrały się od pasa w górę, zaczęły krzyczeć i rzucać w ministra zdrowia kartkami z wypisanymi postulatami, które według nich powinny być priorytetowe dla Ministra Zdrowia. Półnagie kobiety po kilku minutach zdołała wyprowadzić ochrona.
W Polsce jeszcze wciąż feministki mówią, że aborcja jest złem, ale i koniecznym czasem rozwiązaniem, choć ruchy takie jak Women on Web coraz częściej próbują forsować pogląd, że „aborcja jest ok”, a spuszczanie w toalecie kilkunastotygodniowego płodu to rzecz najnormalniejsza w świecie. Im więcej badań, które pokazują oczywisty fakt, że aborcja krzywdzi kobietę, tym trudniej taki pogląd forsować.
Nie dziwi więc agresja środowisk aborcyjnych, które boją się, że pokazanie prawdy o skutkach zabijania nienarodzonych spowoduje odpływ pieniędzy z przemysłu aborcyjnego. Warto jednak pamiętać, że najsmutniejszym i najbardziej przerażającym skutkiem jest śmierć człowieka, który nie zdążył się jeszcze narodzić.