Dla części słuchaczy – zwłaszcza tych, którzy cenią go za prostotę, luz i obecność w internecie – to może była tylko skrótowa forma, próba wytłumaczenia trudnej nauki Kościoła w przystępny sposób. Dla innych – poważny błąd. Bo Kościół nie mówi: „można zabić dziecko, jeśli zagrożone jest życie matki”. Kościół mówi: życie jest święte – zawsze. A jeśli ratujemy matkę, nawet kosztem życia dziecka, to pod warunkiem, że śmierć dziecka nie jest celem. Różnica może się wydawać subtelna, ale w rzeczywistości to właśnie ta różnica oddziela życie od śmierci. Moralność od kalkulacji. Prawdę od wygody.
Ks. Rafał się zreflektował. Przeprosił. Przyznał, że mówi czasem za bardzo „po ludzku”. Tylko że tu nie chodzi o potknięcie. Chodzi o zasadnicze pytanie: czy ksiądz może sobie pozwolić na brak precyzji, kiedy mówi o życiu i śmierci? Bo jeżeli Kościół ma być światłem, to jego pasterze nie mogą prowadzić ludzi na skróty. Nawet z dobrych chęci.
Prawda bywa twarda. Ale właśnie po to mamy kapłanów, żeby mówili ją jasno, nawet jeśli nie jest to wygodne. Kiedy ksiądz – z ambony czy z ekranu smartfona – zaczyna mówić: „to zależy”, „w sumie to nie takie czarno-białe”, „to trudne”, a nie dodaje potem: „ale zło to zło, a życie jest nienaruszalne” – to wprowadza zamęt. I nie chodzi o to, żeby rzucać oskarżeniami. Chodzi o to, by przypomnieć, kim ksiądz ma być. Nie wodzirejem. Nie duszpasterzem od lajków. Nie miłym gościem z TikToka. Ma być głosem prawdy. A prawda nie zawsze daje spokój.
By było miło i przyjemnie
I tu dochodzimy do tego, co nas najbardziej uwiera. Do kultu świętego spokoju. Ilu z nas – księży, świeckich, dziennikarzy – chciałoby po prostu „żeby było miło”? Żeby się nie kłócić, nie robić afer, nie dzielić Kościoła. Ale problem w tym, że Ewangelia nie jest po to, żeby było miło. Chrystus nie mówił: „zachowajmy równowagę, nie przesadzajmy”. Mówił: „Tak, tak; nie, nie”. I mówił o ogniu, który przyszedł rzucić na ziemię. Nie o świętym spokoju.
To, co zrobił ks. Rafał, może być lekcją. Może się okazać punktem zwrotnym – albo ostrzeżeniem. Bo jego styl duszpasterstwa, choć bliski wielu młodym ludziom, musi się opierać na fundamencie prawdy. Jeśli ma być tylko sympatyczny, to nie wystarczy. Nie wystarczy „docierać do młodzieży”, trzeba też mówić im całą prawdę. Nawet tę, która boli. Nawet tę, która kosztuje zasięgi.
Jestem za życiem. W każdej sytuacji. I wierzę, że właśnie tak Kościół ma przemawiać. Z całym współczuciem dla trudnych wyborów, dla bólu matek, dla dramatów rodzin – ale bez wahania, bez niejasności. Bo jeśli dziś zaczniemy zamieniać „nie zabijaj” na „w wyjątkowych sytuacjach można”, to jutro nie zostanie z tego nic. Pasterz, który gubi się w słowach, nie prowadzi owiec – a jedynie je ogłupia.
Nie osądzamy ks. Rafała. Ale przypominamy – i to nie jemu jednemu – że miłość bez prawdy jest tylko pustym gestem. Że „kochać ludzi” to też chronić ich przed kłamstwem. Nawet tym opakowanym w dobre intencje i prosty przekaz.
Bo święty spokój nie zbawi nikogo.
A prawda – nawet trudna, nawet kosztowna – wciąż ma moc to zrobić.