Zacznijmy od krótkiego opisu aktualnej sytuacji w kwestii aborcji oraz ochrony życia (a raczej jej braku).
Aktualnie obowiązujące w Polsce prawo umożliwia legalne zamordowanie dziecka w łonie matki na żądanie do końca ciąży. Wystarczy tylko, że kobieta zgłosi się do szpitala z zaświadczeniem od lekarza, że ciąża rzekomo zagraża jej bliżej niesprecyzowanemu „zdrowiu psychicznemu”. Jak wiemy z licznych wypowiedzi aborcjonistów, zaświadczenia takie są wystawiane każdej chętnej kobiecie, która się po nie zgłosi. Kontakt do pro-aborcynego psychiatry z łatwością można znaleźć w internecie. Z informacji udzielanych przez szpitale wiemy, że na podstawie takiego zaświadczenia zabijane są zarówno dzieci podejrzewane o chorobę (np. zespół Downa) oraz dzieci całkowicie zdrowe, tylko po prostu niechciane.
Teraz spójrzmy na tę sytuację przez pryzmat deklaracji wyborczych kandydatów na urząd Prezydenta RP.
Rafał Trzaskowski publicznie zadeklarował tuż przed pierwszą turą wyborów, że jako prezydent złoży projekt ustawy ułatwiający dostęp do aborcji. Jako że aborcja już teraz jest de facto w Polsce dostępna na życzenie aż do momentu porodu, zapowiedź Trzaskowskiego (wspierana przez politykę całej koalicji Donalda Tuska) oznacza zniesienie zbędnych z punktu widzenia machiny śmierci procedur administracyjnych, przede wszystkim konieczności uzyskiwania zaświadczeń od psychiatrów (w praktyce i tak fikcyjnych). Jeżeli Trzaskowski wygra wybory, to dzieciobójstwo będzie mogło przebiegać sprawniej i szybciej.
Karol Nawrocki mówi o sobie, że jest „katolikiem za życiem”. Jednak w trakcie kampanii wyborczej z jego ust nie padła żadna konkretna deklaracja na temat aborcji. W styczniu 2025 r. Nawrocki mówił, że jest „otwarty na nowy kompromis” w sprawie mordowania dzieci w łonach matek. Z kolei szef sztabu Karola Nawrockiego Paweł Szefernaker powiedział, że jego środowisko polityczne nie zamierza zmieniać prawa w kwestii aborcji, twierdząc, iż: „dzisiaj jest prawo, które zakłada pewne sytuacje, w których ta aborcja jest dozwolona. Nie chcemy tego zaostrzać, to trzeba jasno powiedzieć.” Na pytanie zadane przez Grzegorza Brauna przed drugą turą wyborów prezydenckich, czy Nawrocki zobowiązuje się do „zaniechania legalnego dzieciobójstwa” Nawrocki odpowiedział, że: „jako Prezydent będę chronił życia od poczęcia do naturalnej śmierci”, nie precyzując jednak w żaden sposób, na czym ta ochrona miałaby w praktyce polegać.
Z deklaracji zarówno Karola Nawrockiego, jak i stojących za nim polityków PiS, wynika więc jasno, że środowisko polityczne Nawrockiego chce utrzymania aktualnego stanu prawnego, w którym można zamordować dziecko na żądanie do końca 9-tego miesiąca ciąży na podstawie fikcyjnego świstku od lekarza, do którego kontakt w kilka minut można znaleźć w sieci.
Oto właśnie dorobek 8 lat rządów katolickiej prawicy w Polsce – aborcja de facto legalna na żądanie do końca ciąży, wystarczy tylko kwitek. To rezultat polityki PiS.
Zielone światło dla możliwości mordowania dzieci na podstawie zaświadczeń od psychiatry już w 2021 roku dał Jarosław Kaczyński, mówiąc w mediach, iż: „Wśród możliwości dopuszczania aborcji jest furtka w postaci zdrowia psychicznego. Dla jednych jest to być może nie do przyjęcia, ale można z tego skorzystać.” Właśnie z tej „furtki” reklamowanej przez Kaczyńskiego skorzystano w Oleśnicy, gdy zastrzykiem z chlorku potasu w serce zamordowano Felka w 9-tym miesiącu ciąży. Z kolei w czerwcu 2023 roku Minister Zdrowia w rządzie PiS Adam Niedzielski mówił publicznie, że każda Polka ma „prawo do aborcji” z powodu zagrożenia jej zdrowia, przy czym, jak wyraźnie zaznaczył, zdrowie powinno być definiowane bardzo szeroko, m.in. jako zdrowie psychiczne.
Przez 8 lat rządów PiS aborcja była „świadczeniem zdrowotnym”, refundowanym przez NFZ z naszych podatków. Miliony Polaków były niedawno wstrząśnięte zabójstwem Felka w Oleśnicy, a wizerunkowa odpowiedzialność za tę zbrodnię spadła na rząd Donalda Tuska. Tymczasem w szpitalu w Oleśnicy w latach 2016-2023 zabito poprzez aborcję 352 innych dzieci. To okres, gdy PiS był u władzy. W tym samym czasie na ogromną skalę rozwinęła się w Polsce działalność zorganizowanych grup przestępczych, które pośredniczą w handlu nielegalnymi pigułkami poronnymi. Wedle szacunków, w ciągu ostatnich lat za pomocą tabletek śmierci dokonuje się w Polsce 30-40 000 aborcji rocznie. To tyle ofiar, jakby z mapy Polski w rok zniknęło takie miasto jak Sopot lub Wołomin. Pigułki można z łatwością kupić bezpośrednio od aktywistek lub zamówić przez internet z dostawą do domu. Na temat morderczej działalności aborcyjnych grup przestępczych wypowiedział się w 2023 roku Jarosław Kaczyński mówiąc: „niemalże na każdym rogu w Warszawie i w wielu różnych miejscach można to [aborcję] załatwić, nikt tego nie zwalcza.” A kto miał zwalczać, kiedy to Kaczyński był wtedy u władzy i to on podjął decyzję, że aborcyjna mafia ma mieć pełną swobodę działania…?
Jak to wszystko ma się do sugerowanej konieczności głosowania na Karola Nawrockiego?
W przypadku tego typu głosowań mówi się często o głosowaniu „taktycznym”, które nie oznacza poparcia dla danego kandydata czy jego postulatów, ale jest po prostu możliwym w danej sytuacji wariantem. Głosowanie „taktyczne” ma jednak sens tylko wtedy, kiedy mamy w ogóle jakąś taktykę, a najlepiej strategię, i to długofalową. Pogodzenie się z tymczasową porażką (np. w postaci przegranych wyborów i koniecznością przejścia do opozycji) może być czymś naturalnym, podobnie jak w historii wielokrotnie zdarzało się np., że w przypadku niemożliwości obrony jakiegoś terytorium było one oddawane wrogom z nadzieją, że za kilka-kilkanaście lat sytuacja pozwoli na jego odbicie i ponowne przyłączenie do Rzeczpospolitej. O jakiej „taktyce” możemy mówić współcześnie w przypadku kwestii aborcji?
Prawo i Sprawiedliwość przez lata budowało swój wizerunek w oparciu m.in. o postulat obrony życia. Jeszcze 10 lat temu politycy PiS głosowali za zakazem aborcji. W latach 2011, 2013 i 2015 politycy PiS, gdy byli w opozycji, zbiorowo popierali w głosowaniach obywatelskie projekty ustawy Stop Aborcji, pod którymi zebrano ponad półtora miliona podpisów Polaków. W kampanii wyborczej przed wyborami w 2015 roku mówili otwarcie, że jak zdobędą władzę, to powstrzymają aborcję. Tymczasem już w 2016 roku kolejny projekt Stop aborcji został odrzucony głosami polityków PiS, mających już większość w parlamencie. Od tego czasu przez dwie kadencje rządów PiS odrzucono wszystkie obywatelskie projekty ustaw, których celem było ograniczenie lub zakazanie aborcji. Za odrzuceniem projektów Stop aborcji zgodnie głosowała większość polityków PiS wraz z proaborcyjnymi posłami skrajnej lewicy i opozycji.
Dlaczego tak się stało?
W 2013 roku w plebiscycie przyznającym niechlubny tytuł „Heroda roku” głosami internautów zwyciężył Donald Tusk. To „wyróżnienie” zostało mu przyznane za wywieranie presji na posłów, aby odrzucili obywatelski projekt Stop aborcji. O Tusku – Herodzie roku 2013 szeroko pisały prawicowe i katolickie media podkreślając przy tym winę Tuska oraz innych polityków PO, którzy zajęli kolejne miejsca w tym plebiscycie. W 2016 roku internauci przyznali tytuł „Heroda roku” Jarosławowi Kaczyńskiemu za doprowadzenie do odrzucenia kolejnego projektu „Stop aborcji”. Te same prawicowe i katolickie środowiska, które piętnowały Heroda-Tuska, tym razem stanęły w obronie Heroda-Kaczyńskiego, wietrząc „polityczne intrygi”, „rosyjski spisek” i „prowokację” mającą na celu „destabilizację rządu” PiS. Jeden z popularnych w prawicowych mediach kapłanów, profesor teologii, posunął się nawet do sugestii, że to autorom projektu Stop aborcji należy się przyznać jakiś tytuł, na przykład „Diabełka 2016 roku” (!), gdyż diabeł to ktoś, kto „rozdziela, rozbija, rozłącza”, a takim właśnie rozbijaniem i rozdzielaniem państwa miało być złożenie do Sejmu projektu ustawy zakazującego mordowania dzieci w łonach matek. Tego samego projektu, który PiS kilka lat wcześniej, będąc w opozycji, popierał…
Bardzo szybko każdy, kto zaczął wytykać politykom PiS okłamywanie wyborców i niedotrzymywanie obietnic oraz merytorycznie krytykować działania Prawa i Sprawiedliwości, stał się albo „pachołkiem Brukseli i Berlina” albo „rosyjskim agentem”. Wiele osób, w tym wpływowych organizacji, środowisk, stowarzyszeń i mediów zostało tą propagandą zaczarowanych i omamionych dając sobie wmówić, że interes Polski = interes partyjny PiS. Najdobitniej wyrazili to sami politycy PiS w 2021 roku mówiąc publicznie, że kiedy oni rządzą, to odrzucenie zakazu zabijania dzieci „leży w interesie państwa”.
Wracając do zbliżającej się drugiej tury wyborów prezydenckich w 2025 roku – z punktu widzenia dzieci zagrożonych aborcją nie ma żadnych istotnych różnic między wyborem Trzaskowskiego, a wyborem Nawrockiego. Różnica między jednym a drugim kandydatem, oraz obiema opcjami politycznymi, które za nimi stoją, sprowadza się do szybkości przysłowiowego „gotowania żaby” – Trzaskowski i Tusk chcą ją gotować szybko na pełnym gazie, Nawrocki i Kaczyński powoli na małym. Doświadczenia innych krajów Zachodu pokazują, że bardziej niebezpieczne jest to drugie.
Jaka jest recepta na uzdrowienie sytuacji?
Cieszy duże poparcie dla tych polityków, którzy w kampanii wyborczej publicznie wypowiadali się przeciwko aborcji bez jakichkolwiek wyjątków. Ale również ich może spotkać ten sam los, co polityków PiS, którzy jeszcze 10 lat temu obiecywali powstrzymanie aborcji. „Niech przeto ten, komu się zdaje, że stoi, baczy, aby nie upadł” (1 Kor 10, 12). Chętnych do zajęcia miejsca po PiS na scenie politycznej jest wielu. Jeśli dojście do władzy lub jej utrzymanie w kolejnych wyborach będzie zależało od stosunku do aborcji, to czy nie pojawi się chęć zawarcia kolejnych „kompromisów”? Już przed ostatnimi wyborami dało się zauważyć kojarzonych z anty-systemową, katolicką prawicą polityków, którzy zapytani w mediach wprost o kwestię aborcji zaczynali kluczyć i unikać jednoznacznych deklaracji. Skoro owijają temat w bawełnę już na etapie kampanii, to jakie gwarancje może mieć społeczeństwo, że dotrzymają słowa po wyborach? Tym bardziej, że konkretnych obietnic często po prostu… w ogóle nie ma. Dla przykładu – program wyborczy Konfederacji słowem nie wspomina o aborcji i ochronie życia.
Jeżeli dajemy „za darmo” poparcie politykom, którzy nas wielokrotnie oszukali, to zachęcamy zarówno ich jak i innych do dalszego oszukiwania społeczeństwa w przyszłości. Jest takie powiedzenie – jeśli ktoś raz Cię oszukał, to jest niegodziwcem. Jeśli ta sama osoba drugi raz Cię oszukała, to Ty jesteś głupcem. Dlatego jedynym wyjściem z sytuacji jest realne rozliczanie polityków z deklaracji wyborczych. Dotrzymujecie słowa – głosujemy na was. Oszukujecie – zapomnijcie o głosie. To nie jest kwestia doraźna i dotycząca tylko obrony życia. To kwestia budowania podstaw kultury politycznej, której w Polsce obecnie po prostu nie ma. Zamiast niej są spolaryzowane, rozemocjonowane plemiona zwalczające się wzajemnie.
Kwestią fundamentalną przed drugą turą wyborów prezydenckich, oraz przed każdymi następnymi wyborami, nie jest głosowanie na „mniejsze zło”, ale postawienie KONKRETNYCH WARUNKÓW kandydatom, a następnie rozliczenie ich z dotrzymania obietnic, najlepiej od razu po wyborach. Trzeba przy tym zaznaczyć, że chodzi o realne, dające się zweryfikować obietnice, a nie o nic nie znaczące w praktyce slogany typu „będę za życiem”. W sprawie aborcji gotowe projekty ustaw zostały już dawno napisane np. przez Fundację Pro-Prawo do życia i poparte zostały podpisami milionów Polaków. Podobnie jak zamrożony przez Sejm w 2019 roku projekt „Stop pedofilii”, chroniący dzieci przed zachęcaniem do rozwiązłości przez aktywistów LGBT i „edukatorów seksualnych”. Wiele innych projektów dotyczących istotnych sfer życia i polityki od dawna jest napisanych rzez rozmaite organizacje pozarządowe. Można je przyjąć pierwszego dnia po uzyskaniu stosownej większości parlamentarnej i prezydenta. Jedyne czego brakuje, to wola polityczna, aby wcielić je w życie.
Żeby było to możliwe, zamiast tak czy inaczej agitować, trzeba zacząć od polityków wymagać i surowo ich rozliczać. Co trzeba podkreślić – chodzi o „naszych” polityków, tych, którzy aspirują do bycia reprezentacją katolickiej prawicy, a nie polityków lewackich. Kto kocha ten wymaga. Jak wielokrotnie pokazała historia, naród może przetrwać mimo braku własnego państwa, a nawet w obliczu wrogości państwa, które nim włada. Przykładem mogą być Polacy pod trwającymi 123 lata zaborami lub Irlandczycy, którzy przez wieki opierali się prześladowaniom ze strony Anglików. Represje często wzmacniały wręcz tożsamość narodową. Jednak naród, który morduje własne dzieci, nie przetrwa. Taki naród, jak nauczał papież Jan Paweł II, „jest narodem bez przyszłości”. Polska nie przetrwa, jeśli dzieciobójstwo będzie dalej praktykowane i tolerowane.