„Czy ja jestem jakiś trędowaty?”

Przyzwyczaiłem się już, że antyaborcyjna furgonetka bywa blokowana przez feministki i homoaktywistów. Nie przejmują się wtedy, że swoimi działaniami, blokują ruchliwe skrzyżowania i stwarzają zagrożenie dla innych uczestników ruchu. Nigdy nie spodziewałbym się jednak, że podobnie może zachowywać się… policja.

Dobiegał końca wieczór 8 marca. Jan, kierowca naszej fundacyjnej furgonetki, zaproponował, że podrzuci mnie do domu. Po drodze rozmawialiśmy o zajściach, jakie miały miejsce tego dnia.

Strajk Kobiet zorganizował dużą manifestację w centrum Warszawy, starając się zawłaszczyć Dzień Kobiet dla swojej wypaczonej wizji kobiecości. Dlatego wraz z innymi wolontariuszami staraliśmy się przypomnieć warszawiakom, że feministyczne podejście nierozerwalnie wiąże się z mordowaniem bezbronnych dzieci nienarodzonych, również dziewczynek.

Przed południem odbyła się pikieta przy wejściu na stację Metro Centrum, gdzie zwolennicy zabijania dzieci odsłonili swój banner reklamowy. Natomiast po południu nasza fundacyjna furgonetka krążyła w okolicach manifestacji OSK, pokazując prawdę o mafii aborcyjnej, która rozpowszechnia w Polsce śmierć w formie pigułek.

Nie obyło się oczywiście bez prób zablokowania trasy przejazdu naszego samochodu. Paradoksalnie dzięki kierowcy białego mercedesa, który zajechał drogę furgonetce na wiadukcie nad Rondem Czterdziestolatka, prawda o straszliwych skutkach aborcyjnej mentalności była widoczna przez dłuższą chwilę dla wszystkich uczestników manifestacji OSK.

Policja nie pozwala nam przejechać

Mijamy radiowóz i stojących przy nim policjantów.

Patrz – mówi Janek – zaraz za nami ruszą.

Faktycznie. W lusterku widzę, że policjanci pospiesznie wsiadają do samochodu. Za moment jadą tuż za nami.

Janek kontynuuje – Znowu się zaczyna. Po dwóch przejazdach przy Rondzie Czterdziestolatka, za każdym razem, kiedy próbowałem tam wrócić, natychmiast zajeżdżali mi drogę i kazali jechać gdzieś w bok. A ulica była otwarta. Inne auta swobodnie jechały w tamtym kierunku.

Aha – odpowiadam – to na maksa nie w porządku.

Jesteśmy na Świętokrzyskiej. Potem skręt w Marszałkowską.

Wiesz co? – pyta Janek – ciekawe czy manifestacja jeszcze trwa? Aleje Jerozolimskie wyglądają na otwarte. Może spróbujemy tam przejechać?

No nie wiem… – waham się, mam już trochę dość emocji tego dnia – No dobra – odpowiadam, nie ujawniając swoich rozterek.

Patrz! – wykrzykuje Janek – znowu się zaczyna!

Na wysokości Dworca Śródmieście radiowóz nas wyprzedza, staje w poprzek skrzyżowania z Emilii Plater. Wyskakuje policjant i czerwono świecącym wskaźnikiem daje nam znaki, żeby skręcić w prawo.

No widzisz?! – denerwuje się Janek – Inni jadą! Ulica jest otwarta! Czemu oni tak robią! To nie w porządku! CZY JA JESTEM JAKIŚ TRĘDOWATY!?

Nic nie odpowiadam. To faktycznie dziwaczne. Janek skręca, zgodnie z poleceniem policji. Ale za kilkanaście metrów można zawrócić. Zawracamy i ponownie próbujemy skręcić w Aleje Jerozolismkie – w kierunku dogorywającej manifestacji OSK. Niewiele brakowało i byśmy dali radę, ale przed maskę wbiega funkcjonariusz i blokuje przejazd. Za chwilę dodatkowo zajeżdża nas radiowóz. Policjant każe skręcić w lewo i jechać w Emilii Plater przy Mariotcie…

Nie dajemy za wygraną

Jednak Janek również postanowił być nieugięty i nie odpuszcza. Nie dziwię mu się. Zachowanie policji było co najmniej dziwne. Ewidentnie blokowali tylko nas. Inne auta swobodnie przejeżdżały. Żadnego uzasadnienia, żadnej informacji. Blokują i każą jechać w innym kierunku.

Chyba będziesz musiał wysiąść i jakoś inaczej wrócić do domu. – mówi Janek – myślę, że postoję tu dłuższy czas.

Ok – powiedziałem – to na razie.

Policjant przed furgonetką nadal tylko gestami wskazywał, gdzie Janek powinien jechać. Jednak gdy odszedłem kilkanaście metrów z radiowozu wyskoczyli inni funkcjonariusze i podeszli do okna fundacyjnego samochodu. Zrobiło mi się głupio. Zostawiłem Janka samego w nieciekawej sytuacji. W razie czego nie będzie miał nawet żadnego świadka wydarzeń. Wróciłem więc i stanąwszy po drugiej stronie ulicy filmowałem całe zajście.

Z moich ustaleń wynika, że policja nie uzasadniła w żaden formalny sposób swoich dziwnych działań wobec antyaborcyjnej furgonetki. Myślę, że dostali od przełożonych nieoficjalne polecenie, aby nas nie przepuścić i nie mogli tego wprost przyznać.

Skoro Janek nie chciał odpuścić i pojechać we wskazanym przez nich kierunku, wezwali patrol drogówki i przystąpili do drobiazgowej kontroli wszystkiego, co tylko policjant może sprawdzić podczas kontroli drogowej.

Cała sytuacja na długo zostanie mi w pamięci. To było naprawdę niepokojące. Ale martwi mnie też coś jeszcze. A co jeśli odtąd przy każdej próbie przejazdu fundacyjnej furgonetki będzie się pojawiał radiowóz i policjanci będą nakazywali zmianę trasy? Na przykład… za każdym razem będą zawracali naszą furgonetkę na parking? W sumie dlaczego nie?

Więcej interesujących treści

Wesprzyj naszą działalność:

. PLN