Przychodzimy lekko spóźnieni. Już z daleka widać jednak ze 20 osób, czekających w stałym miejscu. Serce rośnie, bo człowiek uświadamia, że nie „ciągnie” tych ludzi. Oni sami chcą, wiedzą po co przychodzą. Non possumus, jeśli cesarz siada na ołtarze.
Rozwijamy plakat i stajemy w kręgu. Ksiądz rozpoczyna modlitwę. Po kolei czytamy stacje Drogi Krzyżowej Nienarodzonych: „Stacja I: Pan Jezus na śmierć skazany. Dziś moja mama dowiedziała się, że ja już żyję w niej od przeszło miesiąca i to pod jej sercem. Niestety nie ucieszyła się mną. Powiedziała straszne słowa: Nie chcę tego dziecka!” Jak bardzo trafiają do nas słowa o płaczących niewiastach: „Te kobiety płaczące zwykle nic nie robią, aby ten nasz – nienarodzonych dzieci – tragiczny los zmienić. (…) na wasz ratunek, na wasz protest, na waszą miłość czekają nienarodzone dzieci”.
Nie wszyscy czytają. Być może są niewierzący. Przyszli, bo stają w obronie zabijanych w Szpitalu Bielańskim dzieci. To wystarczy.
Reszta modli się za wszystkich: za dzieci zagrożone aborcją, za matki, za ojców, za lekarzy, za personel szpitala, za polityków, za rodziny. Oby już nikt nie zabijał.
{flike}
{fcomment}