„Jesteśmy grupą wolontariuszy, którzy spotkali się, aby stworzyć sieć wsparcia dla kobiet, które nie mają dostępu do bezpiecznej aborcji z wielu powodów: nie mają dostępu do legalnej aborcji w swoim kraju (np. Polska i Irlandia), kraj, w którym zamieszkują, nie zapewnia późnej aborcji, nie mają dostępu do legalnej aborcji ze względu na swoją pozycję w kraju” – pisze o sobie organizacja. Wiemy więc, że zajmuje się ona zarówno aborcjami w I, jak i w II trymestrze. Pomaga w zabijaniu nienarodzonych prawdopodobnie do ok. 24 tygodnia ciąży, gdy dziecko jest już ukształtowane i w wielu przypadkach zdolne do przeżycia.
Tymczasem na stronie „Aborcyjny Dream Tour” feministki chwalą się spotkaniem z aktywistami ANA. „Abortion Network Amsterdam (ANA) od początku swojego istnienia, czyli od ponad roku pomogła już 60 osobom z Polski w przerwaniu ciąży” – piszą. Jesteśmy przyzwyczajeni do kłamstw w wydaniu kobiet twierdzących, że „Aborcja jest ok”. Nie wiemy więc czy liczba 60 zabitych jest prawdziwa, czy też wymyślona na potrzeby „udowodnienia”, że Polki masowo za granicą wykonują aborcje. Nie wiemy również na ile są to osoby z Polski, a na ile kobiety, które od jakiegoś czasu mieszkają w Amsterdamie i korzystały ze zdawkowego poradnictwa. Możemy z całą pewnością stwierdzić, że chwalenie się sześćdziesięcioma zwłokami być może nawet sześciomiesięcznych płodów brzmi przerażająco.