„Każda osoba w ciąży ma prawo do świadczenia zdrowotnego w postaci przerwania ciąży po upływie 12 tygodni jej trwania w przypadku, gdy:(…) występuje duże prawdopodobieństwo ciężkich i nieodwracalnych wad płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu. (…) W przypadku, o którym mowa w ust. 2 pkt 2, przerwanie ciąży jest dopuszczalne do 24. tygodnia jej trwania. W przypadku gdy wykryta choroba lub wada uniemożliwia płodowi samodzielne życie i nie ma możliwości jej wyleczenia, przerwanie ciąży jest dopuszczalne bez ograniczeń”. – tak brzmi proponowany zapis prawny.
Widzimy więc, że wystarczy podejrzenie niepełnosprawności, przy której o samodzielność trudniej, żeby zabić całkowicie gotowe do porodu dziecko. W krajach, gdzie takie okrucieństwo jest dozwolone, bywały aborcje odbywające się już po rozpoczętej akcji porodowej!
To, co wybrzmiewa z tego zapisu to fakt, że nie chodzi o „skrajne przypadki” – które oczywiście również nie powinny tak skończyć. Wystarczy jeśli podejrzewamy, że dziecko raczej się nie usamodzielni (czego najczęściej nie jesteśmy w stanie stwierdzić ze stuprocentową pewnością). Taką niepełnosprawnością lub zaburzeniem może być na przykład zespół Downa, niepełnosprawność ruchowa, ale i wiele innych zaburzeń, gdy ludziom trudniej o samodzielność, jednak prowadzą szczęśliwe i udane życie.
Każda aborcja, nawet ta najwcześniejsza, jest zabójstwem i nie różni się niczym od zabicia urodzonego człowieka. W przypadku tej w okolicach 38-40 tygodnia mamy do czynienia z dodatkową hipokryzją – bo przecież nie przejście przez kanał rodny czyni z nas człowieka. Jak daleko stąd do zezwolenia na zabicie po urodzeniu? Niestety, bardzo blisko. Za chwilę na zabicie z „fałszywie pojętej litości”, zwane eutanazją, załapie się wielu już urodzonych. Przerażająca perspektywa.