Spisek, by ukryć początek życia
Wszystko zaczęło się od tego, gdy w 1965 roku WHO i American College of Obstetricians and Gynecologists zadecydowali (!) o zmianie definicji ciąży*. Aby ukryć fakt istnienia poczętego dziecka zaczęto nazywać ciążą czas od momentu implantacji tego dziecka w błonie śluzowej macicy (endometrium) matki. Proces implantacji zaczyna się ok. 5-7 dni po zapłodnieniu, do którego dochodzi w jajowodzie. Pozornie niewielka zmiana otworzyła więc drogę do zabijania kilkudniowych dzieci głównie pigułkami, które od tego momentu można było nazywać antykoncepcyjnymi.
Ta maskarada trwa do dziś. W ostatnich latach nasilała się bowiem propaganda jakoby pigułki Escapelle (do użycia 72 godzin po stosunku) czy EllaOne (do użycia 120 godzin po stosunku) nie działały aborcyjnie a antykoncepcyjnie. Kluczowym argumentem kłamców była bowiem definicja ciąży według WHO, która o kilkudniowych dzieciach poczętych nie wspominała.
Jeśli jednak wiemy, że od momentu współżycia plemniki potrzebują 2-7 godzin, by dotrzeć do jajeczka, to nie trzeba być geniuszem matematycznym, by obliczyć, że środki takie działają na już poczęte dziecko, zabijając je przez uniemożliwienie mu zagnieżdżenia się w macicy matki.
Ukryty zabójca
Producenci śmiercionośnych pigułek spodziewają się jednak, że część ludzi zdobędzie się na odszyfrowanie tej prostej matematyki. Od lat trwa więc proces ukrywania właściwości aborcyjnych „zwykłych” pigułek antykoncepcyjnych. Mimo iż ulotki dla pacjentek w teorii mają opisywać mechanizm ich działania, to w ostatnich latach większość koncernów zmieniła ulotki i mechanizm działania albo nie jest podany wcale albo uwzględnia tylko mechanizmy antykoncepcyjne. Tylko kilka z nich podaje, że pigułki powodują zmiany w błonie śluzowej macicy, co nie pozwala się zagnieździć – i tu kolejna manipulacja językowa – „zapłodnionej komórce jajowej”, a więc poczętemu dziecku.
Prawda, która wyzwala
Według autorów książki „Szkodliwość doustnej antykoncepcji hormonalnej” pod redakcją Doroty Łucji Jarczewskiej do zabicia dziecka przy stosowaniu „zwykłej” antykoncepcji dochodzi według rożnych badań w od kilku promili do kilku procent przypadków. Dzieje się tak dlatego, że nawet u 30% kobiet pigułki nie zatrzymują owulacji i uwolniona komórka jajowa może być zapłodniona. Wówczas pigułki działają aborcyjnie, bo jeden z jej składników uniemożliwia zagnieżdżenie się poczętego już dziecka poprzez zmianę błony śluzowej macicy.
Biorąc pod uwagę fakt, że antykoncepcję w Polsce stosuje kilka milionów kobiet, to pigułka jest odpowiedzialna za największą liczbę aborcji w naszym kraju. Kilkudniowe dziecko wydaje się jednak zbyt małe, by zwrócić czyjąkolwiek uwagę, nawet jeśli co miesiąc giną ich dziesiątki tysięcy…
To, od czego możemy zacząć, by ratować te bezimienne, zapomniane dzieci, to zdobywać wiedzę o pełnych mechanizmach działania pigułek zwanych antykoncepcyjnymi a następnie informować o nich innych. Wiele kobiet może zrezygnować z ich stosowania, jeśli się dowiedzą, że mają one również działanie aborcyjne. Polecamy książkę pod redakcją pani Doroty Łucji Jarczewskiej każdemu, kto pragnie życia w prawdzie.
- Informacje merytoryczne z powyższego artykułu pochodzą z książki „Szkodliwość doustnej antykoncepcji hormonalnej” Praca zbiorowa pod redakcją Doroty Łucji Jarczewskiej wyd. MediPage Sp. z. o. o., Warszawa 2015
Książkę można nabyć tutaj:
https://medipage.pl/pl/p/Szkodliwosc-doustnej-antykoncepcji-hormonalnej.-red.-L.-Jarczewska/2849