Jako dziecko wychowujące się w trudnych warunkach – niedostatek pożywienia, odzieży, najboleśniej odczuwałam niedostatek miłości, niedostatek troski rodzicielskiej. Mama z biegiem lat, podobnie jak babcia, zaczęła uzależniać się od alkoholu. W wieku dorastania stało się dla mnie jasne, co niszczy naszą rodzinę… Byłam jedynym chcianym dzieckiem.
Na świat przyszedł jeszcze mój brat, 4 lata młodszy, ale tylko dlatego, że jego urodzenie wybronił tata. Całej reszcie rodzeństwa mama nie pozwoliła się narodzić. Aborcji mama dokonywała zawsze w wyspecjalizowanym gabinecie ginekologicznym, podobnie jak babcia (prawo wówczas nie blokowało aborcji).
Mama gubiła się coraz bardziej, była coraz bardziej nerwowa, agresywna, alkoholizm się pogłębiał. Przyszły takie lata, że przestała traktować mnie jak córkę, bardziej przypominało to nienawiść, aniżeli więź rodzica z dzieckiem. Ubliżała i biła, chodziłam notorycznie głodna. Ani mama, ani babcia nie deklarowały się jako osoby wierzące, odnosiłam wrażenie, że Bóg do szczęścia nie był im potrzebny, dlatego podupadanie psychiczne mamy trudno byłoby w prostej lini powiązać z wyrzutami sumienia.
Mama i babcia nie były szczęśliwe
Kolejnym bolesnym skutkiem aborcji były wieloletnie, a w przypadku babci do końca życia, problemy ginekologiczne. Babcia, gdy byłam u progu dorosłości, rozmawiała o tym ze mną całkiem otwarcie. Lata leczenia spowodowanych uszkodzeń w obrębie układu rozrodczego nie przyniosły zadowalającego skutku. Mimo pozbawienia życia kolejnych dzieci, nie poprawiał się status finansowy naszej rodziny. Ani mama, ani babcia nigdy nie były naprawdę szczęśliwe. W szczerych rozmowach z babcią dowiedziałam się, że w pewnym momencie, gdy wiek jeszcze jej pozwalał, pragnęła mieć kolejne dziecko, ale starania małżonków nigdy więcej nie zaowocowały poczęciem dziecka.
Moja ukochana mama zmarła w 2014 roku, w wieku 61 lat pod koniec życia odnalazła drogę do Boga. Zmarła zapadłszy w śpiączkę wątrobową.
Babcia zmarła rok przed mamą. Ja żyję i to życie cenię, własne, bo ma ogromną wartość i innych ludzi.
Decyzje zapadają, gdy dziecko chciane lub nie, ma kilka tygodni od poczęcia. Bolesne skutki aborcji będą nam towarzyszyły do końca życia. Jeżeli ktoś myśli, że postęp technologiczny to zmienił, jest w błędzie.
Decyzja Trybunału Konstytucyjnego
Zawrzało, po wyroku TK i spotkałam się z taką opinią, że powinni rodzić się tylko ci, którzy są chciani. Mój brat urodził się zrządzeniem losu, choć był bardzo niechciany. Wiedział o tym i bardzo z tego powodu cierpiał. Byłam obecna w jego 40-letnim życiu i bardzo go kochałam. Nigdy nie był gorszym człowiekiem od ode mnie, którą chciano. Był bardziej zraniony i równy w człowieczeństwie każdemu z nas. Przez jednych niechciany, przez innych kochany…
Mój niepełnosprawny syn jest ode mnie słabszy, bardziej bezradny i bezbronny, ale nie jest gorszym człowiekiem. 14 lat jest z nami i każdy dzień to potwierdza. Zresztą to samo mogę stwierdzić o każdym znanym mi dziecku niepełnosprawnym, a jest ich kilkadziesiąt.
Czy choroba Michała niesie nam, rodzicom cierpienie? I owszem, niekiedy duże, ale Michał jest źródłem naszego wielkiego szczęścia. Cierpimy z mężem również z tysiąca innych powodów, jak każdy inny człowiek, który nie ma chorego dziecka. I mamy miliony banalnych powodów do szczęścia i jesteśmy szczęśliwi!
Tak przedziwnie osadził mnie los. Mam wśród znajomych wielu bardzo majętnych ludzi, którzy nie mają chorych dzieci, za to mają świetny status społeczny, mnóstwo zrealizowanych planów, dobre zdrowie, zaspokojone nie tylko potrzeby, ale i zachcianki (nam nie pomagają w żaden sposób)…
I nigdy nie chciałabym się z nimi zamienić na życie. Mają więcej kłopotów, wydają się być bardziej zestresowani, niezadowoleni z życia, obciążeni życiem.
Jestem sto razy od nich szczęśliwsza!
Agnieszka Chaber