Konsekwencje legalizacji mordowania na życzenie

W dalszym ciągu zbierane są w Polsce podpisy pod radykalną inicjatywą, mającą zezwolić na zabijanie bez wyraźnego powodu do 12 tygodnia życia, a w przypadku podejrzenia o chorobę, aż do naturalnego końca ciąży. Symptomatyczne jest to, że zbierające nie namawiają do podpisania się "za legalizacją aborcji". Słychać za to hasła o "ratowaniu kobiet". Jak jest naprawdę? Przykład USA, gdzie aborcja na życzenie jest legalna, dobitnie pokazuje, że hasło "pro choice" ładnie wygląda tylko na papierze.

W dalszym ciągu zbierane są w Polsce podpisy pod radykalną inicjatywą, mającą zezwolić na zabijanie bez wyraźnego powodu do 12 tygodnia życia, a w przypadku podejrzenia o chorobę, aż do naturalnego końca ciąży. Symptomatyczne jest to, że zbierające nie namawiają do podpisania się „za legalizacją aborcji”. Słychać za to hasła o „ratowaniu kobiet”. Jak jest naprawdę? Przykład USA, gdzie aborcja na życzenie jest legalna, dobitnie pokazuje, że hasło „pro choice” ładnie wygląda tylko na papierze.

W 2012 roku głośno było o przypadku Ayanny Byer, kobiety, która chciała dokonać aborcji w klinice Planned Parrenthood. Po nieudanej próbie podania znieczulenia dożylnego, kobieta rozmyśliła się twierdząc, że jest to znak, żeby zachować dziecko przy życiu. Unieruchomiono ją i zabito dziecko w wyniku aborcji chirurgicznej.

Skąd taka chęć pracowników kliniki aborcyjnej do zabijania? Całkiem niedawno światem wstrząsnęło nagranie, gdzie kobieta pracująca w klinice aborcyjnej przy obiedzie spokojnie opisuje cennik narządów wyabortowanych dzieci. Bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia opowiada, na które części ciała warto uważać przy „zabiegu” i które są na rynku najcenniejsze. To makabryczne odkrycie uświadomiło wszystkim, że gotówka wystarczy, by mordercze kliniki nie dbały zbytnio o to czy klientka na pewno chce zabić swoje dziecko, czy też jest do tego przymuszana.

Przypadek Ayanny Byer nie jest jedynym głośnym przypadkiem. Jak podaje serwis liveactionnews, zdarzały się przypadki, że oprawca przywiózł do kliniki swoję nieletnią dziewczynę, by ukryć swoją zbrodnię. Były też przypadki zabicia dzieci kobiet, które nie mówiły po angielsku i nie wiedziały, co się dzieje.

Tymczasem nasze feministki, prowadzące morderczą kampanię „Ratujmy kobiety” zdają się nie ogarniać refleksją tych doniesień. Nie dbają o przypadki przymuszania kobiet do aborcji, nieraz groźbą. Nie są zainteresowane badaniami Elliot Institute, według których w USA aż do 64 % przypadków mordowania nienarodzonych dochodzi z powodu mocnej presji ze strony rodziny, pracodawcy lub opieki społecznej. Są głuche na doniesienia, że legalna aborcja może doprowadzić do ukrywania czynów kazirodczych, gwałcicieli, do przymuszania pracownic do zabicia dziecka, pod groźbą zwolnienia z pracy i do wielu innych makabrycznych czynów, które ciężko sobie dziś wyobrazić. Powód często jest ten sam, co w przypadku klinik amerykańskich – pieniądze od organizacji zajmujących się promocją zabijania.

To wystarczy, by ustawę mającą zezwolić na mordowanie nienarodzonych, jak widać, często pod przymusem innych osób, nazwać „ratowaniem kobiet”. Tak jak „uratowano” Ayannę Byer, jak „uratowano” nieletnie dziewczyny, które po zabiciu im dziecka znów oddano w ręce oprawców, nie wzywając policji oraz jak „uratowano” inne kobiety, które przymuszone zostały do zamordowania swojego własnego dziecka.

[author] [author_image timthumb=’on’]http://www.proprawodozycia.pl/wp-content/uploads/2015/10/Karolina-Jurkowska.jpg[/author_image] [author_info]Karolina Jurkowska – wolontariuszka Fundacji Pro-Prawo do Życia[/author_info] [/author]

Więcej interesujących treści

Wesprzyj naszą działalność:

. PLN