Niedawno w Gazecie Wyborczej ukazał się artykuł Wojciecha Moskala „Restrykcyjne prawo nie zmniejsza liczby aborcji” . Już sam tytuł jest zaskakującą tezą, jednak w dalszej części artykułu autor, bazując na raporcie opublikowanym w czasopiśmie „Lancet”, sugeruje wręcz, iż tzw. restrykcyjne prawo przyczynia się do zwiększenia liczby aborcji („ciąże przerywa się wyraźnie rzadziej w krajach, w których obowiązują liberalne przepisy”)1 . Dla osoby opowiadającej się „za życiem” takie stwierdzenie może mieć tylko jedną konsekwencję.
Skoro aborcji dokonuje się rzadziej tam gdzie jest ona legalna, osoby sprzeciwiające się aborcji powinny więc raczej zająć się promowaniem legalizacji aborcji. Dlaczego tak się nie dzieje, postaram się wyjaśnić w tym komentarzu.
Koncerny aborcyjne i „produkcja” statystyk
Autor powołuje się na raport Gildy Sedgh z Instytutu Guttmachera, tworzony wraz z WHO i opublikowany w czasopiśmie „The Lancet”. Raport mówi o wzroście nielegalnych aborcji o 5% w latach 1995-2008 przy wzroście śmiertelności matek, co zdaniem autorów powinno być uzasadnieniem dla legalizacji aborcji. Można mieć wątpliwości co do neutralności tego raportu. WHO to jedna z organizacji, które najaktywniej działają na rzecz legalnej aborcji. Instytut Alana Guttmachera z kolei to najbardziej rozpoznawalna jednostka naukowa, której celem statutowym jest prowadzenie badan naukowych lobbujących na rzecz aborcji na żądanie. Instytut ten jest oddziałem „Planned Parenthood”, korporacji tworzącej sieć klinik aborcyjnych, która została założona przez rasistkę i zwolenniczkę eugeniki Margaret Sanger. Obecnie „Planned Parenthood” posiada 800 klinik w USA i oddziały zrzeszone w ponad 130 krajach świata. Korporacja ta czerpie ogromne zyski z pieniędzy podatników przeznaczanych na sponsorowanie legalnych aborcji.
Zgodnie z cytowanym raportem zapobiegać wzrostowi śmiertelności wśród matek, zdaniem autorów, powinno się poprzez zapewnienie dostępu do aborcji. Tymczasem w raporcie opublikowanym w tej samej gazecie „The Lancet” z 2010 r. zbierającego dane z 181 krajów na temat śmiertelności matek, wyłania się zgoła odmienny obraz rzeczywistości. Raport mówi o postępie, jaki został dokonany w dziedzinie redukcji śmiertelności wśród matek w krajach rozwijających się. Jako powody tej redukcji podano: zmniejszająca się liczbę urodzeń w niektórych krajach, większe dochody, dostęp kobiet do edukacji oraz zwiększająca się dostępność do podstawowej opieki medycznej, a szczególnie pomoc osób wyszkolonych w odbieraniu porodu. Powiązanie śmiertelności matek z działaniami prowadzącymi do legalizacji aborcji jest pomyłką. Zgodnie z raportem z 2010 r. najskuteczniejszym sposobem redukcji śmiertelności matek w krajach rozwijających się jest poprawa opieki zdrowotnej wśród kobiet, szczególnie podczas porodu2.
Legalna aborcja sprzyja śmiertelności matek
Raport z 2010 r. ponadto przeczy twierdzeniu, że „ciąże przerywa się wyraźnie rzadziej w krajach, w których obowiązują liberalne przepisy, jest w pełni dostępna antykoncepcja i odpowiednia edukacja seksualna”3 . W raporcie wskazano, iż Kanada, USA i Norwegia wykazały zwiększoną śmiertelność matek. Są to kraje o permisywnej polityce względem aborcji, antykoncepcji i promujące model wychowania seksualnego bazującego na „swobodzie seksualnej”. Z kolei Irlandia, kraj gdzie aborcja jest zakazana, znajduje się wśród krajów o najlepszych wynikach, jeżeli chodzi o zdrowie matek.
Tymczasem w RPA, gdzie przepisy aborcyjne są jednymi z najbardziej permisywnych na świecie odnotowano wręcz alarmujący wzrost śmiertelności wśród matek. Z kolei Mauritius z najbardziej chroniącym dzieci prawem ma najniższa śmiertelność wśród matek w całej Afryce. Natomiast Etiopia która zalegalizowała aborcje pod naciskiem WHO odnotowuje śmiertelność wśród matek 48 razy wyższą niż na Mauritiusie. Podobnie jest w Ameryce Południowej: w Chile (gdzie prawo chroni dzieci) śmiertelności wśród matek jest 30 razy niższa niż w Gujanie, gdzie aborcja jest dostępna bez ograniczeń od 1995 r.
Autor podsumowuje: „W najgorszej sytuacji jest tu Afryka. Na kontynencie tym prawie wszystkie zabiegi przerywania ciąży (97 proc.) można zaliczyć do niebezpiecznych.”. Autor sugeruje, że skoro nielegalna aborcja jest niebezpieczna, należy ją zalegalizować. Tymczasem aborcja wiąże się z poważnym ryzykiem dla zdrowia niezależnie, czy jest legalna czy nie. Zgodnie z badaniami z USA z 2000 r. 17% kobiet poddanych legalnej aborcji doświadczyło fizycznych komplikacji zdrowotnych4. Powszechne wykonywanie tak skomplikowanych zabiegów w krajach, gdzie brakuje lekarstw i podstawowej opieki zdrowotnej, a ludzie umierają z powodu braku wody do picia, może okazać się bardzo niebezpieczne dla zdrowia kobiet.
Dane statystyczne są jednoznaczne: wysoka śmiertelności matek wynika głównie z komplikacji przy porodzie. Wysoka śmiertelności matek jest więc związana bezpośrednio z brakiem odpowiedniej opieki zdrowotnej przy porodzie, a aborcja na żądanie nie przyczynia się do jej poprawy. Z tego powodu właściwym rozwiązaniem jest zapewnienie odpowiedniej opieki zdrowotnej kobietom w czasie porodu, a nie legalizacja aborcji.
Antykoncepcja a aborcja
W krajach, gdzie aborcja nie jest dostępna na żądanie, organizacje proaborcyjne kreują mity dotyczące podziemia aborcyjnego5 . Następnie po zapewnieniu większej dostępności do aborcji, ich liczba rośnie, szczególnie jeżeli aborcja na żądanie połączona z edukacją seksualną bazującą na idei seks na żądanie. Podobnie nie ma związku między przyjmowaniem antykoncepcji doustnej, a liczbą dokonywanych aborcji. W raporcie Generalnego Inspektoratu Spraw Społecznych (IGAS) znajdują się dane o 200 000 aborcji rocznie przy 700 000 urodzeniach we Francji. Te dane są w miarę stałe od zdepenalizowania aborcji w 1979. Oznacza to, że ponad 20% ciąż kończy się aborcją. Wzrosło ponadto korzystanie z doustnej antykoncepcji przez kobiety w wieku rozrodczym. Ok. 60% kobiet we Francji deklaruje, iż korzysta z antykoncepcji. Interesujący jest fakt, że 70% kobiet które dokonało aborcji przyjmowało tabletki antykoncepcyjne6. Podobnie jest w innych krajach, dane brytyjskie mówią o 60% kobiet, które dokonując aborcji przyjmowały doustną antykoncepcję. Dane obalają więc kolejny mit, że liczba wykonywanych aborcji spada tam, gdzie antykoncepcja jest dostępna na żądanie. W Stanach Zjednoczonych antykoncepcja doustna również jest powszechnie dostępna. Tymczasem od zalegalizowania aborcji 40 lat temu wyrokiem „Roe przeciw Wade” wykonano ok. 60 milionów aborcji. Stanowi to 1/6 populacji USA i przekracza liczbę ofiar w okresie Holokaustu, ludobójstwa w Rwandzie i czystek dokonanych przez Stalina i Pol Pota razem wziętych. Często aborcja w USA ma podłoże rasistowskie, gdyż aborcji dokonuje się na co 4 osobie o ciemnym kolorze skory. Problemem są również aborcje jednego z bliźniaków. W Azji z kolei, główną przyczyną aborcji jest podrzędny status kobiet. Zgodnie z szacunkami UNFPA z powodu aborcji (często przymusowej) noworodków płci żeńskiej, w Azji brakuje obecnie 117 mln kobiet. Konsekwencją aborcji selektywnych jest zwiększająca się przemoc wobec kobiet.
Aborcja łamie prawa kobiet
Oprócz tego, że aborcja może prowadzić do komplikacji zdrowotnych i, jak wynika z danych, przyczynia się do zwiększenia śmiertelności wśród matek, aborcja narusza podstawowe prawa kobiet. W Chinach, w związku z polityką jednego dziecka, jest ona wykonywana przymusowo. Nawet w krajach rozwiniętych kobiety nie zawsze mają wybór. W raporcie na temat przymusowych aborcji odnotowano, iż 64% kobiet dokonujących aborcji w USA zostało do tego przymuszonych przez rodzinę lub partnera, często biciem7 . Zdarzają się nawet przypadki wydawania wyroków sądu przymuszających do aborcji, jeżeli sąd uzna, że kobieta cierpi na zaburzenia psychiczne. Nawet te kobiety, które dokonały wolnego wyboru, często cierpią na traumę postaborcyjną. Wiele kobiet, które dokonały aborcji lub pracowały w klinikach aborcyjnych włączają się później aktywie w przeciwdziałanie aborcji, aby pomóc innym kobietom. Dzięki ich działalności powstają takie kampanie jak „Silent No More” zwracające uwagę na prawo kobiet do mówienia publicznie o konsekwencjach swoich aborcji.
W przypadku legalizacji aborcji priorytetowym zagadnieniem jest jednak raczej, czy mamy do czynienia z zabójstwem, czy nie. Nie ulega wątpliwości, że z punktu widzenia biologii embrion ludzki jest gatunku homo sapiens. Nawet gdyby genetyka miałaby jakiekolwiek wątpliwości, to należałoby przyjąć, że jeżeli nie ma pewności czy nienarodzony to człowiek czy nie, lepiej mylić się na korzyść tej osoby. Tak samo jak zabójstwem będzie strzelanie w krzaki na polowaniu, jeżeli nie jesteśmy pewni, czy poruszający się obiekt w krzakach to człowiek, czy zwierzę.
Przyszłość?
Opierając się na rzetelnych danych można potwierdzić więc to, co wielu ekspertów powtarza od lat: polityka zapewniająca aborcję, antykoncepcję i seks na żądanie nie przyczynia się do zmniejszenia liczby aborcji. Przyczynia się natomiast niewątpliwie edukacja kładąca nacisk nie na swobodę seksualną, ale na szacunek i odpowiedzialność w sferze seksualnej, zwalczanie przemocy wobec kobiet, dyskryminacji kobiet na rynku pracy, wspieranie rodzin, dobra opieka zdrowotna, odpowiednie warunki materialne i wiele innych czynników, których nie sposób wymienić.
Widać więc wyraźnie, że legalizacja aborcji zebrałaby krwawe żniwo. Dzieci to nasza przyszłość, a jak ona będzie wyglądała zależne jest od tego, kogo społeczność będzie chronić, czy tych najsłabszych i niechcianych, czy nieludzkie ideologie i korporacyjne interesy.
Sandra Weiss
prawnik
1 Wojciech Moskal, „Restrykcyjne prawo nie zmniejsza liczby aborcji”, Gazeta Wyborcza.
2 Margaret C. Hogan i inni, „Maternal mortality for 181 countries, 1980—2008: a systematic analysis of progress towards Millennium Development Goal 5″, 375 The Lancet 1609, 1613.
3 Wojciech Moskal”Restrykcyjne prawo nie zmniejsza liczby aborcji”, Gazeta Wyborcza.
4 Brenda Major i inni, „Psychological Responses of Women After First-Trimester Abortions”, 57 „Archives of General Psychology” 777, 780 (2000).
5 Były pracownik organizacji proaborcyjnej a następnie działacz pro-life dr Bernard Nathanson tak opisuje tę praktykę: „Sfałszowaliśmy dane na temat nielegalnych zabiegów przerywania ciąży wykonywanych każdego roku w USA. Mass mediom i opinii publicznej przekazywaliśmy informację, że rocznie przeprowadza się w Stanach około miliona aborcji, chociaż wiedzieliśmy, że naprawdę jest ich około 100 tysięcy. Podczas nielegalnych zabiegów umierało rocznie 200-250 kobiet, ale stale powtarzaliśmy, że śmiertelność jest znacznie wyższa i wynosi 10 tysięcy rocznie. Liczby te zaczęły kształtować świadomość społeczną w USA i były najlepszym środkiem, aby przekonać społeczeństwo, że trzeba zmienić prawo antyaborcyjne. Sfałszowane przez nas dane na temat przerywania ciąży wpłynęły na legalizację aborcji przez Sąd Najwyższy” („Służba Życiu. Zeszyty Problemowe”, nr 2/3/1999).
6 „Evaluation des politiques de prévention des grossesses non désirées et de prise en charge des interruptions volontaires de grossesse suite à la loi du 4 juillet 2001″, Inspection générale des affaires sociales RM2009-112P.
7 „Forced Abortion in America. A Special Report”, Ellitot Institute (2010).
{flike}
{fcomment}