26 czerwca odbyła się czwarta już pikieta przed Wojewódzkim Szpitalem Specjalistycznym przy ul. Kamieńskiego we Wrocławiu. Przypominaliśmy o „dziewczynce z Wrocławia”. W lutym pomimo próby jej zabójstwa urodziła się żywa. Zmarła po kilku tygodniach ciężkiej walki o życie.
Na miejscu byliśmy już od godziny 8:00. Nasz plakat oglądała spora liczba ludzi wysiadających na pobliskim przystanku. Mieliśmy również trumienkę z nekrologiem i ulotki informujące o zwolennikach aborcji: Hitlerze i Leninie. Ich idee są kontynuowane m.in. dzięki ww. szpitalowi. Rozdawaliśmy ulotki przechdniom.
Znalazł się również nihilista, bojowo tłumaczący nam, że to jest zlepek komórek, a nie dziecko. Na pytanie, dlaczego ten zlepek komórek urodził się żywy, już nie umiał odpowiedzieć.
Wypowiadając się w podobnym tonie, podeszła do nas trzyosobowa delegacja wysłana ze szpitala. Zrobili nam zdjęcia i pytali się nas skąd wiemy o przeprowadzanych aborcjach. Na odpowiedz, że jest to jawna informacja z NFZ, żądali potwierdzającego dokumentu i nalegali byśmy ten dokument pokazali. Dali nam również do zrozumienia, że za pikietę możemy ponieść odpowiedzialność.
Od lutego, kiedy wywołano aborcję „dziewczynki z Wrocławia”, minęły zaledwie 4 miesiące. Czy to wystarczający czas aby zaprzeczać faktom?
{flike}