28 tygodni – tyle czasu otrzymał od swoich rodziców australijski chłopiec, który został uśmiercony z powodu „niewielkiej deformacji” lewej rączki. Dzieciątko zostało zabite w 28 tygodniu życia płodowego, w którym wiele wcześniaków jest z powodzeniem ratowanych przez lekarzy neonatologów. W przypadku tego chłopca ratunku zabrakło.
W wywiadzie udzielonym jednej z gazet, matka skarżyła się na przygnębienie po tym jak usłyszała, że jej dziecko urodzi się lekko upośledzone fizycznie. Jak stwierdziła, wychowywała się wśród osób upośledzonych i widziała, że były dyskryminowane. Czy jednak zabicie dziecka w 28 tygodniu życia płodowego z powodu małej wady nie jest krańcowym przejawem dyskryminacji? Czy gdyby ktoś zamordował 28-dniowe niemowlę lub 28-latka z tego samego powodu, nie uznalibyśmy tego za odrażający czyn?
Ojciec zabitego dziecka „nieludzkim” określił okres oczekiwania na jego zabicie. Jednak czy uśmiercenie niewinnego dziecka z błahego powodu nie jest o wiele bardziej nieludzkie? Rodzice obawiali się dyskryminacji, trudności jakie miałoby to dziecko w życiu, ale czy każdy z nas – zdrowych i chorych, młodszych i starszych, nie doświadcza jakiegoś rodzaju trudności życiowych?
Czytając doniesienia o podobnie absurdalnych powodach zabijania nienarodzonych dzieci, konieczność ochrony życia każdego dziecka, zarówno tego zdrowego, jak i chorego, staje się coraz bardziej oczywista. Równie oczywisty staje się fakt, że w przypadku aborcji nie ma miejsca na żadne kompromisy: skoro dziś zabija się dziecko z powodu „niewielkiej deformacji” rączki, jutro okaże się, że można je zabić, ponieważ odziedziczyło nie ten kolor oczu lub włosów. Dlaczego nie posunąć się dalej i zagwarantować rodzicom możliwość zabicia dziecka po porodzie? Skoro niektóre wady udaje się wykryć dopiero po narodzinach…
Lista schorzeń kwalifikujących dziecko w okresie prenatalnym do uśmiercenia stale się wydłuża, także w Polsce. Jeśli nie zatrzymamy tej rzezi, możemy skończyć jak Wielka Brytania, posiadająca prawo aborcyjne podobne do polskiego, w której zabija się dzieci, ponieważ mają rozszczep wargi czy dające się leczyć operacyjnie deformacje kończyn.
Czy tego chcemy dla naszych przyszłych dzieci i wnuków? Wyroków śmierci w majestacie prawa z powodu podejrzenia choroby lub upośledzenia, wykonywanych za nasze – podatników i rodziców – pieniądze? Jak okażemy naszym dzieciom, że są warte miłości za sam fakt istnienia, jeśli pozwolimy, aby ich narodziny były uzależnione od pomyślnej diagnozy w okresie prenatalnym? Kiedy i jak pozwoliliśmy się tak znieczulić, że wiadomość o chorobie dziecka wywołuje w niektórych z nas chęć jego uśmiercenia, zamiast otoczenia opieką i miłością?
Do prawidłowego rozwoju dziecko potrzebuje opieki dorosłych osób, mamy i taty – dojrzałych dorosłych. Rodziców, którzy potrafią wziąć za siebie samych i za nie – niedojrzałe i wymagające opieki – odpowiedzialność, oraz otoczyć bezwarunkową miłością. Oby mijające Święta Bożego Narodzenia przypominały nam, że każde dziecko ma prawo do tego by się narodzić, gdyż tylko to prawo – prawo do życia, sprawia, że jakiekolwiek inne prawa mają sens.