Menu
Ponieważ dzieci w drugim trymestrze są już duże, szyjkę macicy trzeba odpowiednio przygotować do aborcji na 24–48 godzin wcześniej za pomocą listownicy. To rodzaj wyjałowionego wodorostu, który absorbuje wodę i pęcznieje, zwiększając kilkukrotnie swoją średnicę. Do pomocy w otwieraniu szyjki macicy można także użyć metalowych rozwieraczy.
Kiedy szyjka jest już szeroko otwarta, do środka wkładana jest rurka maszyny ssącej, która odsysa otaczający dziecko płyn owodniowy. Dziecko w drugim trymestrze ciąży nie zmieści się jednak do maszyny. Dlatego do jego zabicia używa się specjalnych stalowych kleszczy z rzędami ostrych zębów. Aborter używa ich, aby chwycić rękę lub nogę dziecka, po czym ciągnie mocno, aby je wyrwać. Jedna po drugiej kończyny dziecka są wyrywane, razem z jelitami, kręgosłupem, sercem i płucami.
Z reguły najtrudniejszą częścią procedury jest wyciągnięcie główki dziecka, która jest chwytana i zgniatana. Aborter wie, że zgniótł czaszkę, kiedy z szyjki macicy wypłynie biała substancja. To mózg dziecka. Aborter usuwa wtedy części czaszki, łożysko i pozostałe części dziecka, zeskrobując je ze ściany macicy za pomocą łyżki ginekologicznej.
Następnie aborter zbiera kawałki dziecka i składa je ponownie, aby upewnić się, że wydobył dwie ręce, dwie nogi i wszystkie inne części.
Kiedy policzy wszystkie części ciała, aborcja jest zakończona. [3]
Taką aborcję przeprowadza się na dzieciach od 25. tygodnia ich życia do końca ciąży. W tym momencie dziecko jest prawie całkowicie rozwinięte i zdolne do przeżycia poza organizmem matki.
Procedura aborcji trwa 3 lub 4 dni. W pierwszym dniu aborter używa dużej igły, aby wstrzyknąć dziecku substancję, która skutkuje nagłym zatrzymaniem krążenia.
Aborter wsuwa igłę poprzez jamę brzuszną lub pochwę i wbija ją w dziecko. Celuje w jego głowę, tułów lub serce. Dziecko czuje ból i umiera. Następnie aborter wkłada listownicę do szyjki macicy, aby doprowadzić do jej rozszerzenia. Kobieta, czekając na rozszerzenie szyjki macicy przez listownicę, nosi w sobie martwe dziecko przez 2–3 dni.
Drugiego dnia aborter upewnia się za pomocą USG, że dziecko jest martwe. Jeśli dziecko nadal żyje, wstrzykuje mu kolejną dawkę trucizny i kobieta wciąż musi czekać, aż w czasie skurczów wyda na świat martwe dziecko. Syna lub córkę.
Jeśli dziecko nie wyjdzie w całości, rozpoczyna się procedura rozszerzenia i wyłyżeczkowania. Do rozczłonkowania ciała dziecka na kawałki aborter używa szczypiec i kleszczy. Kiedy wszystkie części ciała dziecka i łożysko zostaną usunięte z macicy, aborcja jest zakończona. [4]
„Kobiety były wyznaczone na „zabieg” jak w zegarku, wszystko było doskonale zorganizowane. Pięć pokoi było zapełnionych kobietami. Niektóre z nich były biednie i zdesperowane. Większość była jednak bogata i wściekła. Kiedy doktor włączył maszynę ssącą, usłyszałam przerażające dźwięki… siorbanie, przełykanie… wysoki ton… wyglądało to tak, jakby wąż odkurzacza zadławił się czymś! To było okropne i przerażające. Znacznie gorszą częścią mojej pracy było opróżnianie maszyny ssącej każdego „dnia zabiegów”, i to nie tylko raz. Szczątki dzieci garściami wpadały do muszli klozetowej, chlapiąc dookoła na całą ubikację i podłogę. Nie cierpiałam wycierania krwi ze ścian, podłogi, spłuczki i sedesu.”
Pewnego dnia kobieta została zmuszona do wejścia na salę w trakcie wykonywania aborcji.
„Piękny, biały pokój badań był zalany krwią… cały obryzgany krwią. „Pacjentka”, leżąc na łóżku, była cała w szoku i gwałtownie się trzęsła… cała obryzgana własną krwią… i krwią jej nienarodzonego dziecka. Doktor zaś był w swojej zwyczajnej pozycji: z kleszczami w obu rękach gwałtownie potrząsał nimi, próbując wyciągnąć „to” z łona tej dziewczyny.”
Zaraz potem zobaczyła, co trafiło do maszyny ssącej – maleńkie nóżki, rączki, cały kręgosłup…
Podobne koszmary rozgrywają się również w Polsce. Agata Rejman była położną w jednym z rzeszowskich szpitali, w którym zabijano nawet 6-miesięczne dzieci*. Po odejściu z pracy mówiła m.in., że:
„Dzieci są wyciągane za nóżki z łona matki, często rozrywane na pół i wrzucane do podstawionego wiadra. Niektóre z nich nie mieszczą się i są w tym wiadrze upychane.” [7]
* Szpital Pro-Familia przestał zabijać dzieci w wyniku trwających kilka lat działań Fundacji Pro-Prawo do życia.
© 2019 | Fundacja Pro-Prawo do Życia | Wszelkie prawa zastrzeżone
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.